kwi 27 2015

Wiedźmin


Komentarze: 0

 Pan Granowski lubił zasiadłszy przy otwartym oknie swego gabinetu wpatrywać się w

 miasto jak w rozłożoną księgę – w tę ściśniętą na małej przestrzeni siedzibę człowieczą, która
 była w przeszłości zwierciadłem niemal wszystkiego, co życie zbiorowe wydać może. Przepadał
 był za Florencją, zawsze i najchętniej wyrywał się do niej z wirów i przewrotów swego
 życia, żeby odpoczywać choć przez dni parę niby na łożu kwiatowym. Teraz, gdy wiry życia,
 jak bestia pokonana i wierna z musu, ułożyły się u jego stóp, nasycał się ulubionym miastem
 do woli. Oczy jego z przyjemnością i niemal z patriotycznym uwielbieniem spoczywały na
 rozmaitości zewnętrznej formy budynków, tworzących całość tyle harmonijną. Błądziły po
 masach marmuru Duomo, po kopułach Bruneleschiego, wieżach Giotta i Arnolfa di Cambio,
 po szlaku złotego Arno i miękkich szlakach ogrodów Boboli. Z odległości dochodził do jego
 uszu tłumiony a ciągły szum, melodia gwałtu życia, którego zawsze tak namiętnie pożądał.
 Suchy, różowawy pył zdawał się przesycać błękitne powietrze nad kopułami i powietrznymi
oranzadazkomuni : :
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz